Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


- Możesz przebrać się w krzakach.
Odwracając się od niej, dokończył się przebierać. Spojrzała w kierunku pobliskiej dżungli. Maleńkie żółte punkty, prawdopodobnie oczy nieznanych stworów, zapalały się i gasły w zaroślach. Obce, nieprzyjazne dźwięki wciąż docierały do jej uszu. Westchnęła, zaczęła ściągać własny kombinezon i nagle znieruchomiała.
- A wy dwaj co się gapicie?
- O, przepraszam, ja... - uparty gwizd - tak, masz rację Artoo.
Oba roboty odwróciły się tyłem.
Po chwili Luke mógł się obrócić i spojrzał na nią z uznaniem. Strój górnika był może trochę zbyt obcisły, ale wyglądała w nim całkiem naturalnie.
- No i jak? - spytała niezbyt zachwycona swoim widokiem. - Co się tak gapisz?
- Myślę, że wzór... - zaczął. Uchylił się prędko, aby nie oberwać butem, którym w niego cisnęła.
- Przepraszam - powiedział, podnosząc but. Pochyliwszy się nad swym starym ubraniem, zaczął przekładać różne przedmioty z kieszeni i plecaka do kieszeni górniczego kombinezonu.
Ostrożnie otworzył portfel i przejrzał jego zawartość.
- Mam wystarczającą ilość waluty Imperium na jakiś czas. A ty?
- Jak myślisz, na co przedstawicielowi Aliantów mogłyby się przydać pieniądze podczas oficjalnej wizyty dyplomatycznej?
Luke westchnął ciężko.
- Mam nadzieję, że wystarczy nam to, co mamy. Co myślisz o zjedzeniu czegoś bardziej konkretnego od koncentratu?
- Mogłabym zjeść całego wołu - oznajmiła z entuzjazmem. - Czy jednak będzie to rozsądne?
- Musimy się zmieszać z tłumem. Jeżeli nie będziemy wyglądać i zachowywać się jak obcy, nikt nas nie zaczepi.
Po zatopieniu plecaków i kombinezonów w grząskim bagnie ruszyli w kierunku głównej ulicy.
Byli w połowie drogi, gdy Luke nagle stanął.
- O co chodzi? - spytała księżniczka.
- Dwie sprawy - powiedział Luke, spoglądając na nią. - Przede wszystkim twój chód.
- Co z moim chodem?
- Właśnie nic. I w tym tkwi cały problem.
Zdumiona zmarszczyła brwi.
- Nie wiem, co masz na myśli, Luke.
- Chodzisz jak... księżniczka, a nie jak ciężko pracująca kobieta - wyjaśnił. - Opuść ramiona, chodź w sposób mniej dystyngowany. Lekko się zataczaj. Masz chodzić jak zmęczony górnik, a nie jak członek rodziny panującej. A poza tym jest jeszcze druga sprawa...
Wyciągnął rękę i bezceremonialnie rozwichrzył jej fryzurę.
- Hej! - zaprotestowała wyrywając się. Kiedy Luke cofnął rękę wyglądała jak czupiradło. Nie zostało nawet śladu po wymyślnym podwójnym koku.
- Tak lepiej - stwierdził - ale to jeszcze mało...
Schylił się, podniósł garść błota i zrobił krok w jej kierunku.
- O, co to, to nie! - prychnęła, zasłaniając twarz rękami i usuwając się w bok. - Przecież tyle dni mieszkałam na bagnach. Nie pozwolę, abyś wysmarował mnie tym świństwem!
- Będzie jak zechcesz, Leia! - glina głośno plasneła o ziemię. - Zrób to sama!
Księżniczka zawahała się, a następnie z pomocą śliny i rąk usunęła z twarzy wszelkie ślady makijażu i lekko ją wybrudziła.
- Jak teraz? - spytała ostrożnie.
Luke przytaknął z aprobatą.
- O wiele lepiej. Wyglądasz jak ktoś, kto spędził trochę czasu bez wody.
- Dzięki - wymamrotała. - Zaczynam się również tak czuć!
- To konieczne. Po prostu chcę, abyśmy się stąd wydostali żywi.
- Nie wydostaniemy się, jeżeli nie znajdziemy jedzenia, o którym wspominałeś!
Musiał przyspieszyć, by nadążyć za tempem, które narzuciła, idąc w głąb osady.
ROZDZIAŁ 3
 
Rozmawiali szeptem, krocząc po metalowym chodniku w stronę lepiej oświetlonych budynków. Coraz więcej górników i innych postaci, jakby wyłaniających się z mgły, pojawiało się wokół nich.
- Miasto zaczyna się budzić - wyszeptała Leia. - Prawdopodobnie pracują w kopalni na trzy zmiany. Jedna się właśnie skończyła.
- Być może - odparł Luke. - Ale przygarb się nieco!
Skinęła głową i spróbowała zrobić, co kazał. Luke starał się nie patrzeć na twarze mijanych ludzi, bojąc się, że ktoś może zwrócić na nich uwagę.
- Wciąż jesteś zbyt sztywna. Odpręż się. Tak, teraz lepiej.
Zatrzymali się przed dobrze utrzymaną budowlą, której szyld głosił, że jest to tawerna.
- Wygląda na spokojną - obrócił się. - Threepio i Artoo zaczekacie na zewnątrz. Po co szukać guza. Znajdźcie gdzieś jakiś ciemny zaułek i siedźcie tam cicho, dopóki nie wrócimy.
- Nie musi mnie pan do tego zachęcać, panie Luke! - zapewnił żarliwie złocisty robot. - Chodź, Artoo! - Oba roboty pospieszyły w kierunku wąskiego przesmyku pomiędzy tawerna a sąsiednimi zabudowaniami.
- Co o tym myślisz, księżniczko? Zaryzykujemy?
- Umieram z głodu... zmitrężyliśmy sporo czasu - położyła dłoń na klamce.