Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

- Ostatnio stale noszę przed sobą spory ciężar - ponownie poklepała się po brzuchu. - I mam wrażenie, że z każdym dniem staje się coraz cięższy.
- Cieszę się, że to kobiety rodzą dzieci - stwierdził Silk. - Jestem pewien, że nie miałbym na to siły.
- Paskudny z ciebie człowiek, Kheldarze - odparła zgryźliwie.
- Oczywiście.
Rzuciła mu miażdżące spojrzenie, po czym ruszyła na poszukiwanie lady Arell, która najczęściej towarzyszyła jej w kąpieli.
- Wygląda wprost kwitnąco - zauważył Silk - i ma znacznie lepszy humor, niż oczekiwałem.
- Trzeba było ją zobaczyć kilka miesięcy temu.
- Było aż tak źle?
- Nie wyobrażasz sobie.
- Przypuszczam, że to się zdarza - tak mi przynajmniej mówiono.
- Co ostatnio porabiałeś? - spytał Garion, odchylając się na krześle. - Niewiele o tobie słyszeliśmy.
- Byłem w Mallorei - odrzekł Silk, sącząc wino. - Handel futrami przestaje być interesujący, zresztą tą dzie­dziną zajmuje się Yarblek. Uznaliśmy, że można zyskać sporo grosza na malloreańskich jedwabiach, dywanach i nie szlifowanych kamieniach szlachetnych, więc wybrałem się tam na rekonesans.
- Czy dla zachodniego kupca Mallorea nie jest trochę niebezpieczna?
Silk wzruszył ramionami.
- Nie bardziej niż Rak Goska albo Tol Honeth. Całe życie spędziłem w niebezpiecznych miejscach.
- Nie mógłbyś po prostu kupić towarów w Yar Marak czy Thull Zelik, wprost z malloreańskich statków?
- Najtaniej jest kupować u źródła. Za każdym razem, kiedy towar przechodzi z rąk do rąk, jego cena podwaja się.
- To chyba ma sens. - Garion zerknął na przyjaciela, zazdroszcząc mu swobody, która pozwalała Silkowi po­dróżować po całym świecie, gdzie mu się żywnie spodo­ba. - Jaka naprawdę jest Mallorea? - spytał. - Słyszałem o niej sporo historii, ale obawiam się, że to tylko pogłoski.
- W tej chwili panuje tam zamęt - odparł ponuro Silk. - Kal Zakath wyruszył na wojnę z Murgami, a Grolimowie poszli w rozsypkę, gdy tylko dotarła do nich wieść o śmierci Toraka. Ludem Mallorei zawsze ktoś rządził - z Mai Zeth albo Mai Yaska - imperator lub kościół. Teraz jednak zapanowało bezkrólewie. Biurokracja rzą­dowa stara się utrzymać porządek, lecz Malloeranie po­trzebują silnej władzy - a w tej chwili jej im zabrakło. Zaczynają się więc pojawiać dziwne zjawiska - bunty, nowe religie i podobne rzeczy.
Garionowi przyszła nagle do głowy pewna myśl.
- Czy zetknąłeś się może z imieniem Zandramas? - spytał z zainteresowaniem.
Silk spojrzał na niego ostro.
- Dziwne, że o to pytasz. Kiedy byłem w Boktorze, tuż przed śmiercią Rhodara rozmawiałem z Javelinem. Przypad­kiem towarzyszył mi Podarek, który zadał Javelinowi to samo pytanie. Javelin wyjaśnił, że samo imię jest po­chodzenia darshivskiego. Nic poza tym nie wiedział. Po powrocie do Mallorei pytałem w paru miejscach, ale ludzie za każdym razem bledli i stawali się niezmiernie oszczędni w słowach, więc dałem sobie spokój. Domyślam się tylko, że ma ono coś wspólnego z jedną z tych nowych religii, o których już wspominałem.
- A może mówi ci coś nazwa Sardion - albo Cthrag Sardius?
Silk zmarszczył brwi, z namysłem postukując kielichem o dolną wargę.
- Brzmi znajomo, ale nie potrafię stwierdzić, gdzie ją słyszałem.
- Jeśli zdołasz to sobie przypomnieć, byłbym wdzięczny za wszelkie, nawet najbardziej błahe informacje.
- Czy to ważne?
- Tak mi się zdaje. Dziadek i Beldin są tym bardzo zainteresowani.
- Mam pewne kontakty w Mai Zeth i Melcene - stwie­rdził Silk. - Kiedy tam wrócę, zobaczę, co się da zrobić.
- Zatem niedługo wracasz? Drasanin skinął głową.
- Miałem w ogóle nie wyjeżdżać, ale w Yar Nadrak wynikły pewne kłopoty. Król Drosta zrobił się przesadnie chciwy. Płaciliśmy mu spore łapówki po to, by przymykał oko na niektóre nasze działania w jego królestwie. Kiedy zorientował się, że zarabiamy całkiem sporo, zaczął przemyśliwać nad konfiskatą naszego majątku w Gar og Nadrak. Musiałem wybrać się do niego i przekonać go, by porzucił ten pomysł.
- Jak to osiągnąłeś? Zawsze miałem wrażenie, że Drosta robi w Gar og Nadrak wszystko, na co przyjdzie mu ochota.
- Postraszyłem go - odparł Silk. - Zwróciłem mu uwagę, że jestem blisko spokrewniony z królem Drasni, i dałem do zrozumienia, iż pozostaję w zażyłych stosunkach z Kal Zakathem. Perspektywa inwazji ze wschodu lub zachodu nie zachwyciła go zbytnio, więc zrezygnował.
- Naprawdę jesteś w dobrych stosunkach z Zakathem?
- Nawet go nie znam, ale Drosta o tym nie wie.
- Okłamałeś go? Czy to nie jest niebezpieczne? Silk roześmiał się.
- Mnóstwo rzeczy jest niebezpieczne, Garionie. Bywaliś­my już w tarapatach. Rak Cthol, jeśli pamiętasz, nie zaliczało się raczej do najbezpieczniejszych miejsc na świecie, a i Cthol Mishrak każdego mogło zdenerwować.
Garion bawił się swym kielichem.
- Wiesz co, Silku? - powiedział. - Chyba brak mi tego wszystkiego.
- Czego wszystkiego?
- Sam nie wiem - niebezpieczeństw, związanego z nimi podniecenia. W gruncie rzeczy ustatkowałem się na dobre. Jedyna zabawa, jaka mi została, to potyczki z tolnedrańskim ambasadorem. Czasami chciałbym... - urwał.
- Możesz pojechać ze mną do Mallorei, jeśli masz ochotę - zaproponował Silk. - Człowiek o twoich talentach z pewnością znalazłby u mnie interesującą pracę.
- Nie sądzę, aby Ce’Nedra była tym zachwycona - zwłaszcza teraz.
- To jeden z powodów, dla których się nie ożeniłem. Nie muszę się przejmować podobnymi rzeczami.
- Czy w drodze powrotnej zatrzymasz się w Boktorze?
- Może na krótko. Jadąc z Yar Nadrak odwiedziłem już wszystkich, których musiałem. Porenn znakomicie radzi sobie z Khevą. Chłopak będzie w przyszłości bardzo dobrym królem. I oczywiście wpadłem też do Javelina. Tego się po nas oczekuje. Javelin lubi wysłuchiwać naszych wrażeń z innych krajów - nawet jeśli nie działamy tam w oficjalnych misjach.
- Jest bardzo dobry, prawda?
- Najlepszy.
- Zawsze sądziłem, że to ty jesteś najlepszy.
- O nie, Garionie. - Silk uśmiechnął się. - Jestem zbyt niestały. Genialny, ale niekonsekwentny. Zbyt łatwo się rozpraszam. Kiedy Javelin raz wejdzie na trop, nie zboczy z niego, póki nie dopadnie zdobyczy. W tej chwili próbuje rozpracować kult Niedźwiedzia.
- I jak mu idzie?

Podstrony