- Jednaktym razem zrobiła pani wyjątek inapisała.
-Kim pani wogóle jest?
- Major Romanowaz wydziału kryminalnego.
247
Dziewczyna upodobniła się kolorem do swojego fartucha i cicho wy mamrotała:
- Bardzo mi miło.
Mam na imię Zoja.
- Tak więc, pani Zoju- rozpoczęłam delikatnie - nie ma sensu sięwypierać.
Słyszała pani ograficznej ekspertyzie pisma?
- O czym?
- szepnęła z lękiem.
Westchnęłam.
A niektórzy uważają czytanie powieścikryminalnychlza stratęczasu.
Niemal całamoja wiedza pochodzi właśnie stamtąd.
-Wezmą próbkę pani charakteru pisma i porównają z zaświadczeniem.
- Naprawdę gonie napisałam - szła wzaparte.
-Może panimówić,co jej sięrzewniepodoba - uśmiechnęłam siękpiąco - ale dla sądu opiniarzeczoznawcy stanowi dowód.
Spojrzą i powiedzą: "Pani.
" No właśnie, jak się pani nazywa?
-Szarowa - wydukała zdrętwiałymi ze strachu wargami.
- Czyli powiedzą: "Pani Szarowa,niech pani nie kłamie".
-Wniosąprzeciwko mnie oskarżenie?
- - Oczywiście -potwierdziłam.
- Podrabianiezaświadczeń podlega karze sądowej.
Najpierw wsadzą do tymczasowego aresztu, założą sprawęi przeprowadzą śledztwo.
Posiedzisobie paniw celi z półtora roku.
A zapewniam, że niejest tam przyjemnie.
Okropny zaduch,przez całą noczapalone światło, a w toalecie bez przerwy leci woda.
- Dlaczego?
-Nie wiem, dlaczego, ale wwięzieniu nie ma spłuczek.
- O matko!
- aż cała się zatrzęsła.
-Co ja mam biedna począć?
Aresztuje mnie pani?
- Nie, jeśli powie pani, po co napisałato zaświadczenie.
-Chciałam pomóc przyjaciółce.
-Jakiej?
- Nadii Fieoktistowej.
-Co to za jedna?
- Koleżanka z grupy.
Miała romansz Wadimem.
- A kto to jest Wadim?
-Mój brat.
- Niech pani opowie wszystko po kolei - rozkazałam.
-Nadia mieszka z Wadimem w naszym bloku.
Ciągle przyłażądo niegoróżni goście.
O każdej porze dnia i nocy.
Nadia pracuje w jednostce.
248
sanitarnej w Ministerstwie Przemysłu Leśnego.
Pracy jaknalekarstwo.
Czasemtylko ktoś zajrzy, żeby sobie zmierzyć ciśnienie.
A Wadim pracujejako kierowca.
Wdzień odsypia, a wnocy baluje.
Nie sąszkodliwi,tylko trochę hałaśliwi.
Pewnego razu Nadia poprosiła Zoję, żeby napisała zaświadczenieo śmierci Ksieni Fiedinej.
- Nie mogę -pokręciła głową Szarowa.
- Takie rzeczy podpisuje oddziałowa.
- Ale przecież formularzesą u ciebie - nie ustępowała Nadia.
- Todlaciebiepestka.
No bądź człowiekiem, pomóż!
- Odpowiednie pieczątki ma tylko kierownictwo - wykręcała się.
- Dotego potrzebna jest specjalna, a ja mam zwykłą.
- Do diabła z nią.
Proszę - naciskałaNadia.
- Zaświadczenie bez podpisu kierownika iokrągłej pieczęcijest nieważne.
Nigdzie go nieprzyjmą: aniw kostnicy,ani w domupogrzebowym.
- Kiedy wcale nie to jest nam potrzebne.
Wyślemy na wieś.
Dla miejscowych żuli wystarczy.
- Nie - ucięła Zoja.
-Ale tyjesteś!
A wkrótce mam zostaćtwoją szwagierką.
Będziemyprawie jak siostry - spróbowała z innej strony.
- Po co ci to zaświadczenie?
Nadia zaczęławyjaśniać.
Znajoma wyszła za mąż za chłopaka zewsii z głupoty zamieszkała z nim z dala od miasta.
Ma tam dosłownie jak w raju.
Największą frajdę sprawia jej bieganie po śniegu mroźną grudniową nocą.
W samych kapciach.
Teść chleje gorzałę, teściowa- wińsko.
Choćtrunki różne, rezultat tensam: oboje nie wiedzą o bożym świecie.
Poza tym wchałupie jest jeszcze dwóch braci alkoholikówi dziecko-imbecyl, które bez przerwy się drze.
Musiwstawać o piątej,
żeby wydoić krowę i przygotować prosiakom paszę w ogromnej beczce.
Dziewczyna,przyzwyczajona do miejskiego życia, wytrzymała dwa tygodnie i uciekła.
Młody mąż gnębi ją nieustannymi telefonami z żądaniem powrotu.
Jedynym rozsądnym wyjściem z tej sytuacji byłoby wysłanie do niego powiadomienia ojej śmierci.
Zoja do końca się wahała.
Ostatecznie na jej decyzjęwpłynęło ostatniezdanie, wypowiedziane przez przyszłą szwagierkę:
249
- Jeślito dla mnie załatwisz, możesz zabrać sobie moją niebieską garsonkę ze spodniami.
I tak jest na mnie za ciasna.
Szarowa drgnęła.
Spodniez marynarkąw kolorze berlińskiego lazuru leżały na niej jak ulał.
Bardzo chciała je mieć.
Krótkomówiąc, następnego dnia sporządziła odpowiedni dokument i wręczyła goNadii.
W zamian otrzymała upragnionykostium.
- Proszę o adres - odezwałam się po chwili.
- Pani przyjaciółki - Fieoktistowej.
-Przecież mówiłam, żemieszka obok nas!
- W takimrazie proszę o paniadres- byłam nieugięta.
Co za idiotka z tej Zoi!
- Wołgogradska siedem - pociągnęłanosem.
- Z tym, że tam jej pani
nie znajdzie.
- Przecież dopiero co pani twierdziła, że mieszkacie obok siebie.
-Nadia jest teraz w pracy,na Rozanowej.
-.Znakomicie - westchnęłam, po czym dodałam: - Poproszę jeszcze
o poduszkę.
-Po co?
O Boże!
Po to, żebycię nią zadusić!
- Potrzebna mi.
-Proszę bardzo - Zoja rzuciła się wstronę szafy.
-Tylkoproszę jądobrze ukryć,bo ochrona zabierze.
Wsunęłam płaską poduszkę pod pachę i poszłam do Tiny.
- Ciebieto po śmierć posłać - zganiła mnie.
- Coś ty tamtak długo
robiła?
Położyłamjej poduszkę pod głowę i wyszłam nakorytarz, gdzie natychmiast natknęłam się na sanitariuszy, pchających przed sobą przeraźliwie skrzypiące łóżko z nieruchomym zagipsowanym ciałem.
Musiałamwejść do innej sali, żeby przepuścić "wycieczkę".
Łóżko nie zdążyło sięjeszczena dobre oddalić, kiedy z tyłurozległ się donośny głos Kostina:
- Przepraszam panią, gdzie leżyMamontowa?
-Na siódemce - odpowiedział piskliwy dyszkant.
Zwolniłam przywyjściu.
Nie, niemam czasu na zbędne gadanie.
NiechWołodia sobie wspokojuporozmawia z Tiną.
Rozdział 26
Jednostka sanitarna mieściła się w pięknym jasnoróżowym budynkuw stylu moskiewskiego baroku.
Wyglądałjak prawdziwa chatka z pierników.