Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

- Nigdy nie zawodzi.
- A teraz przejął ją Mattias Dobry.
- Bardzo jesteś miła, Hildo.
Delikatnie ujął ją za ramię i poprowadził ku drzwiom. - Jonasie, Hilda będzie w pokoju obok, gdybyś jej
potrzebował - szepnął.
Opuścili sypialnię chłopca, Hilda sprowadzała Mat-
tiasa na dół.
Gorąco mu współczuła. Wiedziała, co nastąpi jutro.
Ale wszystko, co potrafiła na razie powiedzieć, zamykało się w banalnym pytaniu:
- Czy masz ochotę na coś do picia?
- Nie, dziękuję, muszę wracać do domu, do łóżka.
Nie chciała się z nim rozstawać, wyprowadziła go więc
aż na zewnątrz.
Otoczył ich gęsty mrok, chroniąc przed resztą świata.
- Jaka ciemna noc! Czy odnajdziesz drogę do domu?
- Koń, w każdym razie, nie zabłądzi.
Słowa, słowa! Gdzie one się podziały? Tak bardzo
chciała mu okazać, że może na nią liczyć, teraz kiedy jemu i jego ojcu zagraża śmiertelny cios.
- Mattiasie, ja...
W ciemności szukał jej oczu.
- Dlaczego urwałaś?
- Nie, nie przejmuj się tym!
- Ależ tak, chcę to usłyszeć! Czyżby kot znowu uciekł,
a ty nie masz odwagi poprosić, bym ci jeszcze raz tam
towarzyszył?
- Och, nie, nie myślałam o kocie. Zadomowił się już
tutaj. Widocznie samotność w zagrodzie nie wydała mu
się szczególnie interesująca. Nie było też mleka.
- O czym więc myślałaś?
Westchnęła głęboko; chciała zmusić się do mówienia, ale nie mogła wydobyć głosu. W końcu jednak znalazła wyjście.
- Czy możesz... poczekać tu przez krótką chwilę...
przez długą chwilę? Mam coś dla ciebie.
- Dobrze, zaczekam.
- Możesz wejść do środka, jeśli chcesz.
- Nie, przygotuję konia. Czy tyle czasu wystarczy?
- Tak, będę się spieszyć.
Hilda wbiegła do domu, wślizgnęła się do gabinetu
Kaleba, podkradła arkusz papieru i zanurzyła gęsie pióro
w kałamarzu. Zaczęła pisać swoim niepoprawnym języ-
kiem, wiele już bowiem lat upłynęło, od czasu kiedy
matka dawała jej lekcje sztuki pisania:
Najdroższy Mattiasie !
Tak wiele chciałabym Ci powiedzieć, moje pisanie będzie więc
chaotyczne, bo mam mało czasu. Nie umiem o tym mówić, więc piszę. Tak trudno jest wyjaśnić moje uczucie do Ciebie, tak
bardzo Cię lubię, dobrze więc, że, tak jak mówiłeś, nie możesz mi się oświadczyć, bo na pewno powiedziałabym "tak", a to byłoby niesprawiedliwe, żeby najwspanialszy człowiek na świecie wybie­rał najnędzniejsze stworzenie w całj parafii, ale nic na to nie
poradzę, że Cię lubię. Powiedziałeś, że mogę się do Ciebie zwrócić, jeśli będę kogoś potrzebowała. Ale ja potrzebuję nie byle kogo. Potrzebuję szczególnie czułego i wyrozumiałego mężczyzny, który wprowadziłby mnie w tajemniczy świat miłości, potrzebuję poczuć się kochaną, móc dać to, co spoczywa we mnie niewykorzys­
tane. Nie chcę twierdzić, że to, co czuję, to miłość, bo nadal jeszcze jest to dla mnie obce, ale mam jedną jedyną tęsknotę: być z Tobą. Wybacz mi moją śmiałość, ale tak to już jest. Czym jest miłość?
Czy wystarczy lubić kogoś bezgranicznie, potrzebować drugiego człowieka w taki sposób, o jakim nie mómi się głośno? Nie wiem, nie jestem pewna.
Oddawać komuś taki list to okropne, ale jutro on miał
stawić czoło okrutnemu oskarżeniu. Będzie mu wtedy potrzebna, ona i dowody jej wiary w jego niewinność.
Wyskrobała jeszcze: Twoja najoddana przyjaciółka Hilda,
z niepokojącym przeświadczeniem, że użyła słowa, które
nie istnieje, ale nie miała już czasu, by cokolwiek zmienić. Czuła jednak, że musi umieścić jakiś dopisek. Chciałam
tylko, żebyś został moim najlepszym przyjacielem, byś znał mą
tęsknotę, wiedział, ile dla mnie znaczysz. Mówiłeś kiedyś o ogniu, który we mnie płonie. Miałeś rację. Bardzo się teraz wstydzę. Najwyraźniej nie jestem taka śmiała, jak mi się wydawało, ale dostaniesz ten list, jaki jest.
Wybiegła, trzymając w dłoni zwinięty arkusik. Mattias
czekał, cierpliwie stojąc przy koniu.
- Masz, weź to, zanim się rozmyślę - powiedziała bez
tchu. - Przeczytaj, kiedy wrócisz do domu! Będzie to
zapewne męczarnia, taki jest pokreślony, pełen błędów, nieczytelny, ale nie ehciałam, żebyś czekał zbyt długo...
Uśmiechnął się z powagą.
- To znaczy, że słowa płynęły prosto z serca? Bez żadnych upiększeń?
- Tego możesz być pewien!
- Ależ, Hildo, przecież ty płaczesz!
Nie zdawała sobie z tego sprawy i nie potrafiła powiedzieć, dlaczego. Prawdopodobnie z żalu nad jego losem, z rezygnacji i zmęczenia po wszystkim, co przeszła.
- To nic. Jedź już.
Wbiegła do domu najszybciej jak mogła i zamknęła za
sobą drzwi na klucz. Długo jeszcze stała, nadsłuchując, aż spiął konia i odjechał galopem. Ziemia zadudniła pod kopytami.
Czy postąpiłam właściwie? zastanawiała się. Czy nie
pomyliłam miłości z litością?
Było tak, jak napisała: nie potrafiła określić swoich uczuć do Mattiasa. Był mężczyzną, którego podziwiała, darzyła szacunkiem, przy którym czuła się bezpiecznie. Wiedziała, że kocha jego przymioty, ale czy jego samego? On nie był taki jak Andreas, męski, władczy i nieodpareie pociągający.
A mimo wszystko to u Mattiasa szukała pomocy,
pragnąc wyrwać się z więzienia namiętności, które tłumio­ne przez wiele lat wybuchły niczym gwałtowny pożar. Poprosiła o to właśnie jego!
Czy dlatego, że jest szlachetny i wyrozumiały, że poznał
już różne oblicza ludzkiej nędzy? Czy dlatego, że nie obawiała się z jego strony drwin? Czy może dlatego, że naprawdę ją lubił?
Czy też może uczyniła to z miłości?
Nie wiedziała.
- Boże, dopomóż mi, nie wiem, czy to miłość - szep­nęła. - Jeżeli tak, co w takim razie czułam do Andreasa? Skąd to pragnienie, żeby go chociaż zobaczyć? A dlaczego potem, gdy tylko zrozumiałam, że jego myśli zajęte są inną, to pragnienie zgasło? Czy marząc o kontakcie
z mężczyznami na początku szukałam na ślepo? Może to
nie było nic poza gorączką trawiącą ciało?
W takim razie uczucie, jakie żywiła do Mattiasa, było
o wiele głębsze.
Gdyby tylko miała pewność!