Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

?Brat Kami?skiego nie przyje?d?a? tutaj po to, ?eby p?j?? na pacierz?.
– Wed?ug mnie – rzek? ogl?dnie – to przypadkowy post?j. Nie parkowali?cie w ?yciu byle gdzie, je?eli jest du?o miejsca?
– Ja? – ockn?? si? kapitan. – Ja nie. Zawsze wybieram najlepsze miejsce. Z jakich? wzgl?d?w najdogodniejsze. Bywaj? r??ne wzgl?dy.
– Jeste?cie pedantem – roze?mia? si? komendant. – Ja parkuj?, gdzie popadnie, byle w zgodzie z przepisami – za?artowa?.
– Mog? wam wymieni? moje powody – zakpi? niedostrzegalnie Korta, ale komendant uchwyci? ironi? kapitana i poczu? si? ura?ony, chocia? ukry? to r?wnie g?adko, jak inne reakcje podczas rozmowy.
– Na przyk?ad – ci?gn?? Korta nielito?ciwie – dobre miejsce dla wyjazdu. Gdy parking jest pusty, stawiam tam, gdzie w?z jest najmniej nara?ony na otarcie przez inne pojazdy. Nie ka?dy jest uwa?ny. Gdy jad? do sklepu, stawiam przed sklepem, je?eli nie ma zakazu. Cz?owiek jest wygodny. Je?eli jad? do ?a?ni, stawiam przed ?a?ni?. A gdybym chodzi? do ko?cio?a, stawia?bym akurat pod wej?ciem. Ale ja bym wybiera? wej?cie g??wne, mo?liwie paradne, bo to ?adnie wygl?da i robi fason, a cz?owiek lubi zadawa? szyku.
?Sko?cz ju?? – pomy?la? m?ciwie komendant. ?Pi?ujesz i pi?ujesz. Nie chcia?bym si? znale?? w twojej grupie operacyjnej".
Korta znakomicie odgadywa? teraz uczucia komendanta i stwierdzi?, ?e tej lekcji wystarczy. Na og?? zawsze skutkowa?a. Ale komendant postanowi? si? odegra?.
– Pi?knie – rzek? – mo?na i w ten spos?b t?umaczy? czyje? – takie, a nie inne – post?powanie. Bardzo dobrze. Logika to grunt. Nie pojmuj? tylko, dlaczego kto? stawia w?z przed drzwiami jakiego? budynku, w tym wypadku ko?cio?a, je?eli nie ma zamiaru si? tam znale??. Nie mo?e si? tam znale?? z powodu godziny i ma?ej przeszkody – zamkni?tych drzwi. Dobrze zamkni?tych. Chyba ?eby mia? tam jaki? interes. O ile nam wiadomo, ?aden napad na ko?ci?? si? nie odby? – komendant pozwoli? sobie na tak? sam? dobrze ukryt? ironi? jak kapitan. – I wi?cej – nie by? planowany.
?Dobrze – pomy?la? Korta – ?wietnie. Jednak skutkuje. Ot?? to: czego magazynier szuka? w ko?ciele czy przy ko?ciele albo czego mia? zamiar szuka? i po co? Znalaz? czy nie? Bo gdyby mia? zamiar w?z ukry?, nie wybiera?by akurat tego miejsca, najgorszego z mo?liwych. W Garwolinie s? takie uliczki, ?e m?g?by z osiemdziesi?cioprocentow? pewno?ci? schowa? w?z i mo?e nikt by nie wiedzia?, ?e taki si? tutaj przez par? godzin znajdowa?. Z tego wynika, ?e musia? ryzykowa? post?j pod ko?cio?em".
– W samej rzeczy – powiedzia? g?o?no. – Nie wiemy dlaczego w?z sta? przy ko?ciele, a nie na przyk?ad przed magazynem. A chcia?bym to wiedzie?.
?Po co?? – pomy?la? komendant. ?Do czego prowadzi ten cz?owiek? Od magazynu do ko?cio?a z powodu zaparkowania wozu??
– Jakie macie zadanie dla nas? – zapyta? g?o?no.
– Na razie? – zastanowi? si? Korta. – Zbadajcie tylko piwniczk?. Wstrzymajcie si? od dalszych przes?uchiwa?. Na dzie?, dwa. Dam wam zna?.
Komendant kiwn?? g?ow?. Wstali od sto?u. Rozeszli si? w szatni.
Rozdzia? IX
– Nie b?d? ksi?dza wprowadza? w b??d, je?eli ta rozmowa pozostanie wy??cznie mi?dzy nami – powiedzia? Korta.
Ksi?dz przyjrza? si? swemu go?ciowi podejrzliwie.
– Mnie obowi?zuje tylko tajemnica spowiedzi – odrzek?, zachowuj?c wyra?ny dystans.
– No, powiedzmy, ?e ksi?dz proboszcz potraktuje j? jak spowied?, zgoda? – u?miechn?? si? Korta.
– Nie mog?... – zacz?? ksi?dz.
– Rozumiem... prosz?, tu jest moja legitymacja.
Ksi?dz poruszy? si? niespokojnie.
– Prosz? si? nie obawia? – rzuci? Korta. – Skoro ju? wiemy, kim jeste?my, mam nadziej?, ?e pozostan? dla ksi?dza urz?dnikiem pocztowym, dop?ki nim b?d?.