Co moŜna zrobić, jak się ma pieczenie oczu. Do raubszycerki musi być młodość, bo
czasem zwierzyna się broni. Spróbować trzeba, dajmy na to, ptaka łapać. Postrzelony i trzeba
złapać. Kaczka nie stawia oporu, Ŝuraw kłuje w oko i wybić moŜe na zawsze. A spróbować
trzeba kanię, jak się ją celnym strzałem nie połoŜy od razu. Trzeba jej ścisnąć dziób ręką, bo
nie da się wziąć inaczej, kąsa. Ona, kulejąc, spieszy się 15 - Czarny potok
225
gdzieś na swoje miejsce, odwraca głowę w tył i kąsa, i najeŜy się, i bije, i broni się. - Bo to
juŜ taki ptak - powiadam. - Nie dowierza nikomu.
- KaŜde zwierzę nie dowierza nikomu. Tylko pies lizus, czasem koń. A reszta sama. Zraniona
zwierzyna ucieka i lubi w samotności oczekiwać swego końca. Podejdziesz, Ŝeby chwycić za
dziób - broni się z całej siły. - Nie tak jak my.
- Wiadoma rzecz, człowiek raniony zaraz pada i krzyczy. Postrzelony lis krzyczy, wilk
krzyczy, bardzo krzyczy zając. A inna zwierzyna postrzelona milczy. Raz mój pan chybił był
orła, baliśmy się podejść, poszczuliśmy psa i on chwycił ptaka za rozbite skrzydło. Bronił się
pazurami. Zeszło się duŜo ludzi ciekawych popatrzeć. Orzeł zaparł się w krzakach i patrzył na
ludzi, i na tym się skończyło. Dzieci jeszcze kilka dni przychodziły i przynosiły mu wodę w
skorupce, ale to juŜ nie naleŜy do rzeczy. Izba Ksawery wyzimniała. Trypka mówił, a głos
jego klaskał i odbijał się od ścian po kilka razy. Czułem się sam, całkiem sam. Zdawało się,
Ŝe lada chwila zazgrzyta klamka, wejdzie ich jeszcze kilku i co? W ciemności nie dam rady,
wczołgają się, chwycą za nogi. - Dlaczego pani ust nie otwiera? - pyta Trypka.
- Tak jakoś - w zamyśleniu i smutku odpowiedziała Ksawera. Za oknami, gdzieś dalej w
ulicy, słychać było krzyki, przebiegały czyjeś kroki obok domu i za chwilę jeszcze ktoś
doganiał kulawym przydeptywaniem. - Która godzina?
- Na co panu godzina, nic pan nie robi cały dzień. Jeszcze się pan wyśpi - mówi Ksawera.
Chwyciła mnie za palec i drŜy cała. Zrozumiała widać wszystko albo nie chciała dopuścić
myśli, Ŝe sprawa jest beznadziejna. A tu 226
chodzi o człowieka - bitego pewnie w tej chwili w dyŜurce kryminalnej. - śartuje pani. To
dzieci mają zwyczaj, Ŝe rozmawiają ze sobą, nim pójdą spać. Tylko Ŝe my tu dzisiaj inaczej.
Dzieci mówią wszystkie naraz, jedno drugiemu nie przeszkadza. Mówi się: ta bajka, która nie
ma końca. Mówi się: piec stoi. Nic z tego nie wychodzi. Biksflinta panu nie odpowiada? -
Całkiem nie.
- A winczesterka?
- Tak.
- Pięciostrzałowa.
- Jest zapas amunicji?
- Jest. Dobra rzecz na niedźwiedzie, na wilka, na grubsze. Strzał z niej w głowę przebija
mózg, powala zwierza na miejscu. Gdyby się trafiło, Ŝe pan strzela z niej samy i trafił w
komorę, to moŜna się zdziwić, bo sarna leci jeszcze przed siebie ostro, jak ślepa, natyka się na pień, na drzewo i pada. Nie trzeba dublować. A korci. MoŜesz pan z niej bić na sztych prosty
i kulawy. - Kaliber?
- Czterdzieści cztery, z weŜektorem. Sama wyrzuca wystrzelony ładunek i ciągnie następny z
gotowym spustem. Tylko muszka i palec w robocie. - Bezpiecznik jest?
- Nawet dwa. MoŜna zabezpieczyć, bo dajmy na to, strzeliłeś i połamałeś zwierzęciu nogi,
podchodzisz z zabezpieczonym i kolbą w łeb. Będziesz mi pan wdzięczny za nią. - Dziękuję
bardzo, pewnie...
- Ale to nie będzie za "dziękuję".
- No, myślę. Co mam dać za nią?
- Dwadzieścia nie będzie za duŜo?
- Co to znaczy?
- Panna Ksawera wie, o tym się juŜ z nią mówiło.
- To co innego.
15. 227
- Taka musi być cena. Wszystko się teraz liczy na dolary. - Na razie tyle nie mam.
- Pewnie, ja rozumiem. śycie nie zawsze składa się tak, jak trzeba. Czasem parę groszy - to
wszystko. Jak tu raz poszedłem na getto za deskami na opał - piwnica, wzdłuŜ muru jakieś
łachy. Poświeciłem, kobieta na środku. Wyszła za mną na światło, pomogłem jej po