Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Zanim miał czas się uchylić, twarda jak kamień pięść wylądowała pośrodku jego piersi. Gdyby trafiła w brzuch, prawdopodobnie zwinąłby się z bólu, ale na szczęście Selonianka wymierzyła cios trochę zbyt wysoko. Mimo to Han skrzywił się i runął na posadzkę. Nie przestając się krzywić, z trudem zerwał się na nogi. Wydawało mu się, że wskutek ciosu albo upadku trzasnęło jedno z żeber.
Tymczasem ogon Drackmus nie przestawał kołysać się na boki. Raz po raz obijał
się o jej ciało to z jednej, to znów z drugiej strony. Nagle Selonianka obnażyła ostre kły... ale nie rzuciła się na Hana, by zatopić zęby w jego gardle. Nie usiłowała też prze-orać mu twarzy pazurami. Wyglądało na to, że stara się panować nad sobą... przynajmniej do czasu. Han uświadomił sobie - tak jasno jak chyba nigdy przedtem - że musi zakończyć walkę natychmiast. Nie może czekać, aż przeciwniczka straci cierpliwość, da się ponieść gniewowi i rzuci się, by go zabić.
- Posłuż się ogonem! - krzyknął do niej po seloniańsku. - Smagnij mnie po głowie!
Szalony ogień, jaki od pewnego czasu płonął w oczach Selonianki, na chwilę przygasł. Istota spojrzała na Hana, jakby zdziwiona, że wciąż jeszcze widzi go przed Janko5
Janko5 21
Roger MacBride Allen
Trylogia Koreliańska II - Napaść na Selonii
22
nego pola obejmującego nawet tysiąckrotnie mniejszy obszar przestworzy. I nawet gdyby Lando i Luke nie dysponowali innymi informacjami, już sam fakt, że ktoś potra-R O Z D Z I A Ł
fił wytworzyć tak gigantyczne pole, powinien wzbudzić ich podejrzenia.
Wiedzieli jednak coś więcej. W koreliańskim systemie przebywała Leia Organa 2
Solo, przywódczyni Nowej Republiki, a wiadomości, jakie od pewnego czasu stamtąd napływały, nie zaliczały się do najpomyślniejszych.
Obaj zdawali sobie sprawę z tego, że coś powinno się zrobić... tylko co? Koreliań-
ski system został odcięty od reszty wszechświata, wskutek czego nikt nie mógł tam szybko dolecieć. Bez względu na to, kto odpowiadał za wytworzenie tak potężnego pola interdykcyjnego, miał mnóstwo czasu na realizację pozostałych podstępnych planów.
Lando miał jednak na głowie inne, bardziej osobiste problemy. Tendra. Lady Tendra Risant z planety Sakoria. Calrissian spotkał ją pierwszy i jedyny raz w życiu zaled-ROZDARTA TKANKA
wie przed kilkoma dniami, a mimo to wiedział, że ta kobieta jest kimś niezwykłym...
Podejrzewał też, że może odegrać w jego życiu bardzo ważną rolę.
Lando Calrissian wyłączył silniki napędu nadświetlnego w okolicach systemu Co-Uważał to za ironię losu. W końcu wyprawił się na drugi kraniec galaktyki, żeby ruscant i „Ślicznotka" wśliznęła się do normalnych przestworzy. Jej kapitan sprawdził
znaleźć majętną kandydatkę na żonę. Spotkał jednak osobę, przy której zapominał o wskazania nawigacyjne komputera. Zadowolony i uspokojony, kiwnął głową.
pieniądzach... no, może tylko na jakiś czas.
- Bez problemów - oznajmił, zwracając się do przyjaciela. -Otrzymaliśmy zgodę W tej chwili najbardziej martwił się tym, że kiedy się z nią żegnał, powiedział jej, kontroli lotów na dalszą podróż i lądowanie.
iż leci na Korelię. Nie zataił przed nią swoich planów. Obawiał się, że wcześniej czy
- Doskonale - odezwał się Luke Skywalker. - Im szybciej się tam znajdziemy, tym później - prawdopodobnie wcześniej - na Sakorię dotrze wieść, że ktoś odizolował pla-lepiej.
netę od reszty wszechświata. Dowie się o tym także Tendra. Przypomni sobie, że Cal-
- Czy nie powinniśmy porozumieć się teraz z dowódcami naszej marynarki? - za-rissian poleciał na Korelię. Zaniepokoi się i prawdopodobnie zechce uczynić coś wię-
pytał Calrissian. - Na pewno nie chcemy tracić czasu...
cej. Na pewno nie należała do osób, które siedziałyby z założonymi rękami. Z pewno-Mistrz Jedi pokręcił głową.
ścią weźmie sprawy w swoje ręce. Zacznie działać, chociaż tylko przestworza wiedzą,
- Nie - odparł stanowczo. - Stawiamy czoło potężnej i sprawnej organizacji. Mu-co zrobi. Pewność, że właśnie tak się stanie, sprawiła, że Lando zaniepokoił się... o simy zakładać, że ktoś, kto umiał odizolować cały koreliański system od reszty galak-siebie.
tyki, poradził sobie ze śledzeniem sygnałów, nawet tych przesyłanych za pomocą bez-Tendra może zresztą nie przedsiębrać żadnych kroków. Ale powiedziała mu, że w piecznych kanałów. Uważam, że powinniśmy przedsięwziąć środki ostrożności i nie jej rodzinnym świecie także zanosi się na kłopoty. Sakoria była jedną z planet zalicza-mówić ani słowa, dopóki nie będziemy mogli porozmawiać z naszymi ludźmi w cztery nych do grona Zewnętrzniaków, to znaczy światów położonych na peryferiach kore-oczy.
liańskiego sektora... w fizycznym i politycznym sensie.
- Możliwe, że masz słuszność - przyznał ciemnoskóry mężczyzna. - Tak czy owak, Planeta była zamieszkana przez te same trzy rasy inteligentnych istot, które miesznie mylisz się, kiedy mówisz, że mamy do czynienia z potężną organizacją.
kały na Korelii: ludzi, Selonian i Dralów. Rządziła nimi Triada - tajemniczy triumwirat Obaj wiedzieli, że ktoś otoczył cały koreliański system gigantycznym polem interskładający się z samozwańczych przedstawicieli istot wszystkich trzech ras. Już samo dykcyjnym. Wytwarzał je potężny generator, wskutek czego linie grawitacji w normal-to sprawiało, że Calrissian był zaniepokojony. Z doświadczenia wiedział, że oligarchie nych przestworzach ulegały odkształceniu. W obszarze działania takiego pola nie mo-nie należały do najbardziej sprawiedliwych, rozsądnych ani stabilnych systemów spra-gła funkcjonować żadna jednostka napędu nadświetlnego. Żaden przelatujący statek ani wowania władzy.
okręt nie mógł dokonać skoku do nadprzestrzeni, a te, które już w niej przebywały, w Tym bardziej że kiedy Luke i Lando przebywali na planecie, te same władze bar-zetknięciu z interdykcyjnym polem wyskakiwały i powracały do normalnych przestwo-dzo poważnie ograniczyły prawa własnych obywateli. W wyniku tego praktycznie rzy. Luke i Lando natknęli się na pole, kiedy zbliżali się do obrzeży koreliańskiego zmusiły obu mężczyzn do opuszczenia Sakorii.