Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

— Co się tu dzieje?
— Ktoś cię porwał — wyjaśnił mi Świeca. — Z początku myśleliśmy, że to Mogaba.
— Co takiego?
— Wirujący pognał całą armią za Panią. Mogliśmy odejść, gdybyśmy chcieli. Myśleliśmy, że postanowił wziąć zakładnika. Nie mogłem uwierzyć, że Wirujący zniknął.
— Wujku Doj, ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, było popijanie herbatki z Mówcą.
— Zacząłeś się dziwnie zachowywać, Kamienny Żołnierzu. Warknąłem. Nie przeprosił.
— Mówca pomyślał pewnie, że piłeś już przed swoim przybyciem. Polecił Thai Dei zabrać cię do domu. Był obrażony. Okazałeś się tak ciężki, że Thai Dei nie był w stanie się obronić, kiedy was zaatakowano. Był nieźle poturbowany, ale zdołał dotrzeć do domu z wiadomością. Twoi przyjaciele natychmiast zaczęli cię szukać. — Ton jego głosu sugerował, że się dziwi, dlaczego zadali sobie tyle trudu. — Wydają się mądrzejsi, niż udają. Szybko cię namierzyli. Nie było cię w cytadeli, gdzie pewnie zakułby cię Mogaba.
— Jak udało mi się przejść przez całe miasto? — Skrzywiłem się z bólu. W dodatku bolała mnie głowa jak przy kacu. Musieli mnie czymś naszpikować.
Nikt nie znał na to odpowiedzi.
— Czy to ciągle ta sama noc, Wujku?
— Tak. Ale wiele godzin później.
— I to naprawdę nie Mogaba mnie porwał?
— Nie. Nie było tam Narów. W dodatku wkrótce po tym, jak cię porwano, ktoś napadł również na Mogabę. Być może zamierzali go zamordować.
— Jaicuri? — może miejscowi postanowili rozwiązać swój zasadniczy problem.
— Może. — Nie był przekonany. Może powinien wziąć jeńców.
— Gdzie jest Jednooki? — Tylko on mógł wyrąbać taką dziurę w murze.
— Zaciera nasze ślady — odpowiedział Świeca.
— To dobrze. — Niemal już doszedłem do siebie. Oznaczało to, jak sądzę, że jestem tak samo niepewny jak zawsze. Ktokolwiek mnie porwał, wykonał zgrabną robotę, prześlizgując się nie zauważony przez terytorium Nyueng Bao.
Wujek Doj podzielał moje przekonanie.
— Nie mamy pojęcia, jak te łotry zdołały się na ciebie zaczaić ani jak ci drudzy podeszli tak blisko Mogaby. Tamci czterej przypłacili to życiem.
— Zabił ich?
— Ponoć była to bohaterska walka. Czterech na jednego.
— Osłoda dla Mogaby. Nawet on zasługuje na trochę szczęścia w życiu. — Doszliśmy do domów, w których ukryte były kwatery Kompanii. Zaprosiłem wszystkich do środka. Chłopcy rozpalili ogień.
Kiedy pojawił się Jednooki, zaproponowałem, żeby znalazł trochę piwa. Słyszałem, że jest jeszcze jakieś, a chętnie byśmy się napili.
Zrzędząc, Jednooki wytoczył się w noc. Niedługo potem razem z Goblinem przytaszczyli beczułkę.
— Moje zdrowie — rozkazałem. Jednooki jęknął. Rozebrałem się i wskoczyłem na stół. Ogień odganiał trochę chłód.
— Jak wyglądam, Jednooki?

86
— Jak facet po torturach — powiedział tonem człowieka odpowiadającego na głupie pytania. — Nie wiesz, jak się znalazłeś na ulicy?
— Przypuszczam, że usłyszeli, jak nadchodzicie, i porzucili mnie, żeby odwrócić waszą uwagę.
— Nie udało im się. Odwróć się na bok.
Za otwartymi drzwiami zobaczyłem znajomą twarz.
— Wejdź i napij się z nami.
Sindhu wszedł i przyjął podany mu kufel, ale najwyraźniej czuł się bardzo nieswojo.
Zauważyłem, że Wujek Doj przygląda mu się bardzo uważnie.
58 Noc pełna przygód wciąż trwała. Ciągle byłem zdezorientowany, obolały i wyczerpany, ale owiązałem się liną, żeby się zsunąć po zewnętrznej stronie muru.
— Jesteś pewny, że Narowie nie zobaczą nas z bramy wieży?
— Do diabła, Dzieciaku, możesz już iść? Marudzisz bardziej niż teściowa.
Jednooki mógł coś wiedzieć na ten temat. Miał ich kilkanaście.
Zacząłem schodzić. Dlaczego pozwoliłem Goblinowi i Jednookiemu się w to wrobić?
Dwóch tagliańskich żołnierzy czekało, aż dotrę do prymitywnej tratwy, i pomogło mi wejść na pokład.
— Jak tu głęboko? — zapytałem.
— Siedem stóp — odpowiedział wyższy z nich. — Możemy się odpychać żerdzią.
Lina poruszyła się. Przytrzymałem ją. Chwilę potem na tratwę wskoczył Sindhu. Byłem jedynym, który pośpieszył mu z pomocą. Taglianie nie przyjmowali do wiadomości nawet jego istnienia.
Szarpnąłem linę trzykrotnie, aby dać znak tym na górze, że ruszamy.
— Zacznijcie pchać.
Tagliańskich ochotników wybrano głównie dlatego, że byli wypoczęci. Byli zadowoleni, że opuszczają miasto i przygnębieni, bo zmuszano ich do odejścia.
Uważali tę wyprawę za eksperyment. Jeśli nam się uda prześliznąć przez linie południowców i wrócić do Dejagore jutro w nocy albo pojutrze, wkrótce będą próbowały szczęścia całe flotylle uciekinierów.
Jeżeli wrócimy. Jeżeli nie pochwycą nas ludzie Wirującego. Jeżeli odnajdziemy Panią, co było częścią misji, ale o tym żołnierze nie wiedzieli...
Jednooki i Goblin wymusili na mnie poszukiwanie Pani. Nie miej im tego za złe, Dzieciaku. Nie są źli.
Sindhu był tutaj, ponieważ Ky Dam uważał, że dobrze będzie odesłać go z Dejagore. Samego Sindhu nikt nie pytał o zdanie. Taglianie zaś mieli mnie strzec i zabezpieczać tyły. Wujek Doj też chciał iść, ale nie zdołał przekonać Mówcy.
Przepłynęliśmy bez przeszkód. Kiedy wyszliśmy na brzeg, wyjąłem maleńką zieloną skrzynkę z drewna i uwolniłem ćmę. Miała wrócić z powrotem do Goblina, co będzie oznaczało, że dotarliśmy bezpiecznie.