— Będziemy tu, kiedy dojdzie do starcia, i nie
wydaje mi się, żeby wtedy udało nam się uniknąć włączenia w wojnę.
— Julian?
— Walka, sir. Popieram wszystkie wcześniejsze argumenty, a poza tym dosta-
łem paskudnego uczulenia na tych dzikusów, sir.
— A kto jest przeciw?
— Ja nie jestem przeciw — powiedziała Kosutic — ale żołnierze są wyczer-
pani. W Diasprze trochę ich chwilami ponosiło. Trzeba to brać pod uwagę.
— Zrozumiałem. Ale to nie jest sprzeciw?
— Nie, sir.
Kapitan opadł na poduszki i rozejrzał się.
— W porządku. Zatem jeśli Rada podejmie decyzję o wojnie z Bomanami,
członkowie Osobistego Pułku Cesarzowej wezmą w niej udział jako instruktorzy
i doradcy w zamian za pełne wsparcie w budowie floty szybkich pełnomorskich
statków. Ich produkcja ma się zacząć najszybciej, jak to będzie możliwe.
205
— Musimy mieć więcej informacji o Bomanach — powiedział Roger. — Nie wiadomo, co robi główna horda. Wydaje nam się, że siedzi w Sindi, ale nie wiemy
tego na pewno.
— Oczywiście — zgodził się Pahner. — Kiedy dowiemy się, gdzie jest, za-
czniemy planować. Na razie jednak musimy zacząć od D’Sley. Odbicie go będzie
pierwszym naszym krokiem, niezależnie od tego, co ustali wywiad.
— Wysłać zwiad? — spytała sierżant Kosutic.
— Tak. Druga drużyna, koordynacją zajmie się sierżant Jin. Despreaux zosta-
je. Musi pracować z alchemikami.
Pahner oparł się o poduszki i zamyślił. Po chwili dorzucił:
— Proszę dodać do wykazu niezbędnego sprzętu łopaty.
— I mapy — dodał Roger. — I siekiery. Poertena albo Julian będą musieli
sprawdzić, czy wyliczenia Rusa i Bistem Kara są dokładne. Bez urazy, Rus, ale
mówimy o produkcji na skalę, jakiej nigdy tu nie widziano.
— Rozumiem, Wasza Wysokość — zapewnił go Diaspranin. — Zresztą obaj
poczujemy się lepiej, jeśli ktoś sprawdzi nasze obliczenia.
— Musimy zastanowić się — powiedział Pahner, podnosząc swój pad — jak
skłonić K’Vaernijczyków do poparcia wojny. Pani sierżant, proszę wysłać zwiad.
Nie tylko drużynę, gdyż obszar jest za duży. Proszę wykorzystać miejscowych
drwali i ludzi Rastara, i wydać wszystkie komunikatory, jakie pani znajdzie. Ele-
anoro, niech pani zacznie opracowywać program propagandowy, żeby nakłonić
mieszkańców Przystani do włączenia się w walkę. Poertena, wy zajmiecie się
statkami, a wy, Julian, będziecie naszym głównym mechanikiem i zbrojmistrzem.
— Fajowo — wyszczerzył zęby w uśmiechu plutonowy.
— Mówi się „fajowo, sir” — powiedział kapitan, patrząc na ekran pada i wstu-
kując kolejne liczby. — Przyjrzyjcie się z Rusem wyliczeniom, a potem razem
z Dell Mirem zajmijcie się projektami broni. Proponuję wciągnąć w to również
Jego Wysokość. A ja będę wam wszystkim zaglądał przez ramię.
Podniósł wzrok i ze zdziwieniem zmarszczył czoło.
— Czemu tu jeszcze siedzicie? — spytał łagodnie. Wszyscy zaczęli wstawać,
a marinę uśmiechnął się i podniósł rękę.
— Proszę chwilę zostać, Roger — powiedział.
— Znów byłeś niegrzeczny? — szepnął Julian, mijając księcia w drodze do
drzwi. Roger uśmiechnął się tylko i podszedł do dowódcy kompanii.
— Tak, kapitanie?
— Proszę usiąść — powiedział Pahner, nalewając wino do kubka. — Chciał-
bym omówić z panem kilka spraw.
Roger spojrzał na niego podejrzliwie.
— Pogodziłem się już z Despreaux. . . tak jakby — zapewnił. — A przynaj-
mniej tak mi się zdaje.
206
— Nie o tym chcę rozmawiać — zmarszczył czoło Pahner — chociaż któregoś dnia i na ten temat będziemy musieli pogadać. Teraz jednak urządzę panu lekcję
w zakresie „rozwoju zawodowego”.