Biblioteka jest dość znana i zwykle udostępnia się ją dostojnym gościom, jeśli oczywiście wyrażają zainteresowanie. Z reguły nikt jednak z niej nie korzysta, ale twój ojciec — tak. Tak, przypominam sobie bardzo dobrze. Spędził w niej prawie cały dzień.
To by się zgadzało. Pół roku temu ojciec po raz pierwszy poprosił go o pomoc.
— Przypuszczam, że dobrze znasz zbiory?
— Oczywiście.
— Czy w bibliotece znajdują się jakieś materiały mogące sugerować istnienie na Ziemi dokumentu o wielkim znaczeniu militarnym?
Gillbret spojrzał na niego nie rozumiejącym wzrokiem.
— Gdzieś w ostatnich wiekach Ziemi musiał istnieć taki dokument — kontynuował Biron. — Mogę tylko powiedzieć, że mój ojciec uważał go za rzecz najwyższej wagi w Galaktyce. I najbardziej niebezpieczną. Miałem go dla niego zdobyć, ale zbyt pospiesznie opuściłem Ziemię, no i — głos mu zadrżał — ojciec zmarł zbyt wcześnie.
— Nie wiem, o czym mówisz.
— Nic nie rozumiesz. Ojciec powiadomił mnie o nim przed sześcioma miesiącami. Musiał znaleźć jakieś ślady w bibliotece na Rhodii. Czy domyślasz się, czego mógł się dowiedzieć?
Gillbret przecząco pokręcił głową.
— Dobrze. Kontynuuj swoją opowieść — powiedział Biron.
— Twój ojciec i mój kuzyn rozmawiali o autarsze Lingane. Pomimo ostrożnych sformułowań twojego ojca, Bironie, z jego słów wynikało, że autarcha jest inspiratorem i mózgiem buntu.
Później zaś przybyła — zawahał się — misja z Lingane. Przewodził jej osobiście autarcha. Ja… ja powiedziałem mu o planecie rebeliantów.
— Przed chwilą stwierdziłeś, że nie mówiłeś o tym nikomu.
— Z wyjątkiem autarchy. Musiałem poznać prawdę.
— I co ci odpowiedział?
— Praktycznie nic. Ale był bardzo ostrożny. Czy mógł mi zaufać? Mogłem przecież pracować dla Tyrannejczyków. Skąd miał wiedzieć? Ale nie zatrzasnął drzwi. To nasza jedyna wskazówka.
— Skoro tak — powiedział Biron — to lecimy na Lingane. Przypuszczam, że jest to miejsce równie dobre jak każde inne.
Wspomnienia o ojcu przygnębiły go i na chwilę wszystko straciło znaczenie. Niech będzie Lingane.
Niech będzie Lingane! Łatwo powiedzieć. Ale jak poprowadzić statek na odległość trzydziestu pięciu lat świetlnych? Trzysta bilionów kilometrów. Trójka z czternastoma zerami. Pokonując szesnaście tysięcy kilometrów na godzinę (obecna prędkość Bezlitosnego), podróżowaliby ponad dwa miliony lat.
Biron, zdesperowany, przeglądał Standardowe efemerydy galaktyczne. Byůy tam wyliczone dziesiŕtki tysićcy gwiazd, a pozycjć kaýdej z nich opisywaůy trzy wielkoúci, oznaczone greckimi literami: P (rhô), Č (thçta) i Ö (phî).
P oznaczała odległość od środka Galaktyki w parsekach; Č — kąt między płaszczyzną Galaktyki a standardową linia Galaktyki (prostą łączącą środek Galaktyki ze słońcem planety Ziemi); Ö — kąt między standardową linią Galaktyki a płaszczyzną prostopadłą do płaszczyzny Galaktyki; dwie ostatnie wartości podane były w radianach. Mając te trzy dane, można określić położenie dowolnej gwiazdy w przestrzeni.
Ale tylko określonego dnia. Dodatkowo, oprócz danych o położeniu w konkretnym dniu, niezbędne były jeszcze informacje o własnym ruchu gwiazdy, zarówno jego prędkość jak i kierunek. Była to niewielka poprawka, ale niezbędna. Milion kilometrów to w relacjach międzygwiezdnych niewiele, ale dla statku kosmicznego jest to znacząca odległość.
Trzeba było także ustalić położenie statku. Odległość od Rhodii czy, ściślej mówiąc, od słońca Rhodii, w przestrzeni kosmicznej bowiem potężne pole grawitacyjne gwiazdy całkowicie tłumi przyciąganie planet, można odczytać ze wskazań masometru. Trudniej wyznaczyć położenie w stosunku do standardowej linii Galaktyki. Biron ustalił współrzędne dwóch innych gwiazd i znając odległość od słońca Rhodii, mógł obliczyć aktualną pozycję statku.
Wszystkie obliczenia były przybliżone, ale miał nadzieję, że wykonał je dostatecznie dokładnie. Znając swoje położenie i pozycję słońca Lingane, Biron musiał tylko ustawić przyrządy sterownicze na właściwy kierunek i wyregulować moc silników.
Czuł się spięty i samotny. Nie był przestraszony! Z pewnością nie. Ale właśnie spięty. Zaczął obliczać parametry skoku z wyprzedzeniem sześciu godzin. Chciał mieć wystarczającą ilość czasu na sprawdzenie obliczeń. A może uda się wygospodarować chwilę na drzemkę? Przyniósł z kabiny pościel i gotowe posłanie czekało na niego na podłodze.