Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

— Sami są oswojeni! Mogli rozmawiać zupełnie swobodnie, bo zwierzęta umieją mówić takim głosem, którego ludzie w ogóle nie słyszą. Marianna znów przebiegła kawałek, a Remigiusz bezszelestnie przesunął się za nią. Ludzie ostrożnie postąpili kilka kroków, rozmawiając szeptem.
— Wcale nie wiedzą, że ich prowadzisz — tłumaczył Remigiusz. — Nie mają o tym żadnego pojęcia. Bardzo im się podobasz. Mówią, że jesteś piękna.
Marianna popatrzyła na ludzi odrobinę życzliwiej.
— No, chociaż mają oczy w głowie — mruknęła. Pomknęła szybciej, zręcznie przewinęła się przez wielki dół i stanęła nieruchomo kilka metrów dalej. Ludzie byli w nią tak zagapieni, że wcale nie patrzyli pod nogi. Kiedy jeden z nich wpadł nagle do dołu, Marianna śmignęła w trawę i zniknęła im z oczu.
— Wyszło nieźle — oznajmił Remigiusz, przysłuchujący się ich okrzykom i gadaniu. — Myślą, że to leśniczy wrzucił do dołu te ich rzeczy. Cieszą się niemożliwie, ale wolą tu nie zostawać i zaraz pójdą precz.
Ludzie wydobyli z dołu swoją płachtę i byli tak uszczęśliwieni, że nie dostrzegli na dnie jednego, ostatniego przedmiotu, który połyskiwał podwójnie. Dojrzała go sroka. Ledwo odeszli kilka kroków, rzuciła się na to, porwała i uniosła.
— No tak — powiedział borsuk z lekkim niepokojem. — To, co im zabrała sroka, przepadło na zawsze. Remigiusz, jak myślisz, obejdą się bez tego czy trzeba ją zmusić, żeby im zwróciła?
— Chyba się obejdą — odparł Remigiusz. — W każdym razie nie zamierzają tu dłużej zostawać. I wątpię, czy jeszcze kiedyś przyjdą…
 

— Niech ten borsuk nie zawraca głowy — powiedziała stanowczo Marianna, podsuwając Pafnucemu kilka małych rybek, porozrzucanych w trawie. — Okazało się wyraźnie, że miałam rację. Ludzie się przestraszyli i skutek był doskonały.
Pafnucy z zapałem przyświadczył, kiwając głową. Rzeczywiście, przestraszeni ludzie nie tylko pozbierali wszystkie swoje rzeczy, ale także z największą dokładnością uprzątnęli śmietki. Zabrali je ze sobą w dużej torbie, pozostawiając polankę idealnie czystą.
— Trzeba ich przestraszać za każdym razem — mówiła dalej Marianna. — Można im coś zabierać. Ale pokazywać, gdzie jest, i oddawać więcej nie będę. Owszem, było to zabawne, ale bardzo się zdenerwowałam.
— Chłoki popyłkują — powiedział Pafnucy.
Marianna obejrzała się i popatrzyła na niego z naganą. Pafnucy przełknął czym prędzej.
— Chciałem powiedzieć, że sroki popilnują — powiedział. — Strasznie żałowały, że ci ludzie zabrali wszystko świecące. Teraz już prawie nie odchodzą od szosy.
— Pilnowanie wcale nie jest trudne — wtrąciła się zięba i przeskoczyła na niższą gałąź. — Ci ludzie pokazują się tylko w dwóch miejscach. Dziwię się, ale tak jest. Wystarczy pilnować w dwóch miejscach.
— To bardzo dobrze, że tylko w dwóch miejscach — powiedziała Marianna i chlupnęła do wody.
Ludzie rzeczywiście wysiadali z samochodów i wchodzili do lasu tylko w dwóch miejscach, bo tylko w dwóch miejscach był dostęp. Jednym z nich była polanka, a drugim poręba. Istniał wprawdzie dostęp także i w trzecim miejscu, tam, gdzie w ubiegłym roku Pafnucy znalazł ludzki skarb, ale to trzecie miejsce nie było zachęcające. Gęste krzaki, drzewa i wysoka trawa nadawały się do zakopywania skarbu, ale wcale nie nadawały się ani na odpoczynek, ani na biwak, ani nawet na opalanie się. Zwierzęta nie wiedziały o tym, bo dla nich dostęp do lasu istniał wszędzie, a upodobania miały zupełnie inne niż ludzie. Nie rozkładały koców na trawie, nie opalały się i nie musiały siadać na pieńkach, żeby zjeść obiad albo śniadanie. Nie robiły sobie także fotografii i nie naprawiały samochodów i rowerów.
Marianna tak długo namawiała Pafnucego, borsuka i inne zwierzęta, a także wszystkie ptaki, do przeszkadzania ludziom i straszenia ich, aż w końcu wszyscy uwierzyli w doskonałość tego sposobu. Następny człowiek został przestraszony wręcz do nieprzytomności.
Ów człowiek siedział na porębie i próbował sobie załatać dętkę do roweru. Trwało do dostatecznie długo, żeby wszyscy zdążyli zgromadzić się za ostatnim pieńkiem na samym początku lasu. Przybiegł nawet Remigiusz i on właśnie namówił Pafnucego do stanowczego działania.
— Marianna ma rację — przekonywał. — Pafnucy, zabierz mu to. To jest duże, ptaki nie dadzą rady. Podkradnij się. W ostateczności mu to oddasz, ale niech się wystraszy. Marianna jest bardzo mądra i pochwali cię, zobaczysz. I nałowi ci tych ryb dwa razy więcej!
Remigiusz popierał pogląd Marianny tylko dlatego, że z natury był złośliwy i lubił robić ludziom różne dowcipy. Pafnucy jednak wierzył święcie w mądrość swojej przyjaciółki, a przy tym ta podwójna ilość ryb spodobała mu się nadzwyczajnie.
Chętnie zgodził się, że człowieka należy przestraszyć.