Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Ona mi powiedziała. Nie pytałem zresztą o nic więcej, tylko o jej imię.
— Nic zatem więcej nie wiesz?
— Nic a nic!
Dochodzili już do obozu. Mukoki znikł w namiocie; za nim wsunęły się Minnetaki i Mballa. Po chwili stary Indianin wynurzył się sam i zaraz wziął się do opatrywania Wabiego. Wabi był silnie podrapany i posiniaczony, ale większego szwanku nie poniósł. Po umyciu twarzy i rąk oraz zmianie ubrania przybrał znów wygląd normalny. Nie mógł się tylko doczekać wieści o Nadini. Coraz się koło namiotu kręcił. Nie wytrzymał wreszcie i zawołał półgłosem:
— Minni, jakże tam?
Zamiast Minnetaki wyjrzała Mballa. Twarz uśmiechnięta świadczyła wymowniej od słów, że żadna tragedia nie grozi.
— Tss... — szepnęła kładąc palec na ustach. — Już się obudziła, biedactwo. Ale taka jeszcze słaba...
Cofnęła się w głąb namiotu. Wabi, słuchający z naprężeniem, roześmiał się zmieszany.
— Wielkie dziwo, że mnie jej los obchodzi — rzekł unikając wzroku Rada. — Szczerze mówiąc, zawdzięczam jej życie, tak jak oboje zawdzięczamy życie psu!
Rozejrzał się szukając bernardyna i nagle parsknąwszy śmiechem chwycił Rodryga za rękaw.
— To doprawdy komedia! Patrz tylko!
Opodal leżał Snow, rozwalony, postękujący, a Wolf krzątał się wokół, kuśtykając na drewnianej łapie, i skrzętnie wylizywał krew zakrzepłą w długich kudłach przyjaciela.
— Nareszcie biedny Snow ma też swój dzień! — zauważył Rod śmiejąc się.
— Ale żeśmy w ogóle wszyscy uszli z życiem! — rzekł Wabi, wzdrygając się mimo woli na wspomnienie strasznych chwil. — Kiedy te nietoperze zaczęły spadać, myślałem, że zwariuję. Bo choć niby w upiory nie wierzę, przez chwilę skłonny byłem sądzić, że to, co Nadini mówiła o złym duchu, jest prawdą.
— A mnie właśnie nietoperze nasunęły myśl o gazach trujących — wtrącił Rod. — Słyszałeś może, że istnieją zwierzęta specjalnie na gazy wrażliwe. Górnicy zabierają z sobą nieraz do kopalni białe myszki lub drobne ptaki w klatkach i przypracy obserwują je często. Dopóki powietrze jest czyste zupełnie, stworzonka zachowują się normalnie, ale przy najmniejszej domieszce gazu tracą natychmiast przytomność. Otóż opowiadał mi pewien stary górnik, że i nietoperze mają tę właściwość.
— Skądże się tam wzięły gazy? I ten pożar potem! Ten wybuch!
— Tego ci już nie potrafię wyjaśnić dokładnie. Wiem, że są gazy ziemne, zupełnie bezwonne, ale trujące i o wielkiej sile wybuchowej. Pożar mogły wywołać iskry z naszych pochodni, no i nafta. Pamiętasz tłuste plamy na jeziorku podziemnym?
W tej chwili odchyliło się skrzydło namiotu i wyjrzała zeń Mballa, ruchem ręki przyzywając chłopców. Wabi skoczył jak jeleń. Rodryg pośpieszył za przyjacielem.
— Co się stało? Gorzej z nią? — pytał Wabi, zaniepokojony okropnie.
— Nie. Czuje się już dobrze. Wstała i chce odejść.
— Odejść? Dokąd?!
— Zupełnie. Mówi, że nie może tu zostać.
— Dlaczego? Nic nie rozumiem!.
— Nie chce wyjaśnić. Pytaj zresztą sam.
Z wnętrza dochodziły podniecone głosy; jeden silniejszy, Minnetaki, i drugi słabszy. Wreszcie ukazała się siostra Wabiego, a tuż za nią Nadini. Dziewczyna nosiła suknię Minnetaki, gdyż jej własna odzież zbyt ucierpiała w przeprawie i pozostały z niej tylko strzępy. Włosy przedzielone pośrodku głowy, przyczesane gładziutko, opadały na piersi jako dwa grube warkocze. Była blada, zmieszana i taka śliczna, że nawet Rod spojrzał na nią z uznaniem.
Wabi zastąpił jej drogę.
— Dlaczego chcesz odejść? — spytał miękko.
Starannie unikając jego wzroku, bezradnie rozłożyła ręce.
— Muszę.
— Czeka cię kto? Teraz spojrzała na niego.
— Więc czemu? Po co? Zostań z nami. Pokochaliśmy cię wszyscy. Zabierzemy cię z sobą...
Załamała ręce.
— Nie mogę! Nie mogę! — odparła z rozpaczą. — Och, gdybym mogła...
Minnetaki, Mballa, Rod i Mukoki słuchali w najwyższym napięciu. Nikt się wszakże do rozmowy nie wtrącał, jak gdyby rozumieli wszyscy, iż rozwikłanie dramatycznej tajemnicy należy zostawić wyłącznie tym dwojgu.
— Dlaczego nie możesz? — serdecznie pytał Wabi. Ujął dłoń dziewczyny i mocno trzymał w swojej. — Powiedz, dlaczego? Wiesz, jak ci jesteśmy życzliwi. Postaramy się pomóc...
— Tu nikt mi nie pomoże — trzęsła głową Nadini. — Nikt! Nikt!