Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

— Muszę z nią pomówić i pomówię! Nie wyjdę przed tym z tego domu!
— Opinia damy... Gwałtowny charakter... Zastanów się... — bełkotał Newman i obejmując przyjaciela obydwoma ramionami ciągnął go w stronę wyjścia. — One otworzą drzwi, a my wyjdziemy, kiedy je będą zamykać. Chodźże! Tędy! Tutaj!
Napomnienia Newmana, łzy i prośby służącej oraz: straszliwe kołatanie, które nieustannie rozbrzmiewało na górze, wszystko to przekonało Nicholasa i młodzieniec pozwolił się wyprowadzić. W tej samej chwili, kiedy pan Bobs wchodził do frontowych drzwi, Noggs i Nicholas wychodzili stamtąd przez furtkę w sztachetach.
Nie zatrzymując się ani odzywając przebiegli kilka ulic, wreszcie jednak przystanęli i spojrzeli na siebie ze smutkiem i przygnębieniem.
— Nie martw się — powiedział Newman z trudem chwytając oddech. — Nie upadaj na duchu. Wszystko dobrze. Następnym razem powiedzie nam się lepiej. Nic nie można poradzić. Ja przecież zrobiłem swoje!
— Wybornie! Zrobiłeś swoje! — odparł Nicholas biorąc go za rękę. — Wybornie i jak prawdziwy, wierny przyjaciel, ale... Słuchaj, Newmanie... nie mam żalu... jestem ci niemniej zobowiązany. Ale... To była inna młoda dama...
— Hę? — zawołał Newman. — Czyżby służąca mnie oszukała?
— Newmanie, Newmanie — powiedział młodzieniec kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. — I służąca nie była ta sama.
Newman spojrzał na Nicholasa, dolna szczęka mu opadła, a zdrowe oko znieruchomiało i straciło wszelki wyraz.
— Nie bierz tego do serca — rzekł Nicholas — bo to rzecz bez znaczenia. Widzisz, że ja się wcale nie martwię. Poszedłeś za niewłaściwą osobą i to wszystko.
Tak! To było wszystko! Czy zaczajony za studnią Newman tak długo spoglądał z ukosa, że wzrok mu osłabł, czy też sądząc, że ma jeszcze wiele wolnego czasu, pokrzepił się kilkoma kroplami czegoś mocniejszego od płynu, którego mogła dostarczyć studnia — w każdym bądź razie, bez względu na bezpośredni powód, pomyłka pana Noggsa stała się przyczyną nieporozumienia. Biedny Nicholas poszedł do domu, by posępnie rozmyślać o tej pomyłce i rozpamiętywać wdzięki nieznajomej młodej damy, która była dlań dzisiaj równie nieuchwytna jak dotychczas.
 
ROZDZIAŁ XLI
KTÓRY OPISUJE ROMANTYCZNĄ SCENĘ POMIĘDZY PANIĄ NICKLEBY I ZAMIESZKAŁYM W SĄSIEDNIM DOMU DŻENTELMENEM W KILOTACH
 
Od czasu doniosłej rozmowy z synem pani Nickleby zaczęła objawiać niezwykłą dbałość o swój wygląd, stopniowo uzupełniając poważne i stateczne wdowie szaty różnorodnymi ozdobami, które, rozpatrywane z osobna mogły nie zwracać uwagi, lecz zebrane razem i rozważone na tle wyznań owej damy miały niepoślednie znaczenie. Nawet czarna suknia nabrała nieco pogrzebowo-weselnego uroku, gdyż noszona była teraz jakby trochę wyzywająco. Pomysłowo upiększona, zupełnie zmieniła swój charakter, bo pani Nickleby ożywiła jej ponury wdzięk rozmaitymi dziewczęcymi klejnocikami, które miały wartość bardzo niewielką lub były zupełnie bez wartości, dlatego więc ocalały z ogólnego pogromu i mogły spokojnie spoczywać w kątach szuflad i pudełek, gdzie rzadko zaglądało dzienne światło. Żałobne owe szaty przestały być zewnętrznym wyrazem smutku i szacunku dla osoby zmarłej, a stały się oznaką niebezpiecznych i morderczych zamysłów na osobę żywą.