O tym nie pomyślałem. Jeśli ptaki nie śnią, to wszystko traci sens. A jednak to jest mój sen. Mogę sprawić, żeby ptaki w moim śnie śniły albo nie śniły, jak mi się spodoba. Mogę wszystko dopasować do snu.
— Perto, czy kiedy śpisz, nie miewasz myśli, obrazów, wizji, uczuć, które nie są prawdziwe, które przychodzą ze środka ciebie samej, które sobie tylko wyobrażasz?
— Nie. Kiedy śpię, nabieram siły. Nabieram siły do latania, do rodzenia dzieci. To wielkie niebycie. To właśnie wtedy rosną nam piórka, twardnieją dzioby — nie bytujemy.
To przekracza moje wyobrażenie. Nie mogę sprawić, aby ptaki śniły — nawet w moim własnym śnie. I nagle rozumiem, że chłopiec tak naprawdę wcale nie chce, żeby Perta wiedziała. Muszę żyć życiem ptaka wyłącznie jako ptak. Muszę się poddać. Wiedzieć o tym to wielka ulga, cudowne uczucie.
Wstępuje we mnie przemożny spokój. Czuję, jak po całym ciele rozpływa mi się siła mnie-ptaka. Krew krąży w cieple aż po czubeczki skrzydeł, aż po końce paznokci.
Perta mnie obserwuje. Mówi mi, że jestem ptakiem, że mam wymazać z pamięci te wszystkie bzdury o chłopcu. Chce, żebym był jej partnerem. Wszystko, co jej mówiłem, to tylko czcze brednie szaleńca, gorączka. Ona nie ma wątpliwości, że jestem ptakiem. Jeżeli widzę siebie jej oczami, to jestem ptakiem w jej świecie. Niech się dzieje, co chce. Głęboko moszczę się w życiu, jakiego zawsze pragnąłem. Staję się — ponownie się staję — ptakiem w świecie snu.
Zaczynam śpiewać. Perta jest dla mnie realną istotą. Istnieje między nami przepływ uczucia, porozumienia, jakiego nigdy dotąd nie znałem, jakiego nigdy nie śniło mi się wyśnić. Perta rozpoczyna misterny taniec w powietrzu. Lecę za nią, śpiewam, tańczę w takt jej tańca. To nie pościg, lecz wzajemne podążanie za sobą. Język, którym się porozumiewamy, przerasta słowa. Każdy ruch potęguje napięcie naszego jednoczącego się istnienia. Nagle Perta zatrzymuje się, czeka na mnie. Zbliżam się, przeniknięty najgłębszą pasją, napięty do ostatnich granic, zbliżam się do niej. Ona czeka, wygina się w kielich, aby mnie w siebie przyjąć. Kołuję ponad nią, potem opuszczam się do jej wnętrza. Perta obejmuje mnie całą swoją istotą. Przez tę jedną chwilę nie jestem sam, nie jestem oddzielny. Poprzez iluzję tożsamości dochodzę do głębi realnego istnienia dzielonego na pół.
Rano budzę się i znowu to samo. Cały jestem w spermie, pościel, piżama, wszystko. Piorę całą bieliznę, żeby matka się nie dowiedziała. Coś muszę na to poradzić.
Biorę długi kij i idę nad Cobb's Creek. Tam strumieniem spływają jeden za drugim. Musi tam dochodzić kanalizacja z klozetów — to po prostu niemożliwe, żeby tyle ludzi się pieprzyło po brzegach. Wyławiam jednego w dobrym stanie, najpierw go pławię w strumieniu, a potem w domu myję jeszcze raz. Wywracam na drugą stronę. Naciągam, a po naciągnięciu prawie go nie czuję. Od tego dnia zawsze już sypiam w kondomie. Po każdej prawie nocy tych pierwszych szalonych tygodni, kiedy Perta i ja tak bardzo jesteśmy sobą przejęci, kiedy przedmiotem wszystkich snów jest lot brzemienny pasją, śpiew, taniec i wszechogarniające momenty kulminacji, kondom jest pełen.
Już coraz lepiej rozgraniczam sen i jawę. Zwłaszcza we śnie prawie już nie pamiętam, że jestem chłopcem. Właściwie jestem tylko ptakiem. Jako chłopiec przytwierdziłem drutem gniazdko w klatce Perty z rzeczywistości dnia. Nocami Perta i ja budujemy nasze wspólne gniazdo. Co dziwne, Perta w ciągu dnia też zdradza zainteresowanie gniazdem. Podkładam jej kłaczki bawełny, a ona bierze się do budowy. To się zdarza. Czasami samica, która nie ma samca, buduje gniazdo, gdy nadchodzi stosowna pora.
We śnie budowa gniazda jest wielką frajdą. Większą część pracy wykonuje Perta, która okazała się wspaniałym inżynierem. Jej system polega na łączeniu wicia czy też przetykania z pracą konstrukcyjną. Ja na ogół dostarczam materiały. Perta jako budowniczy gniazda jest skrupulatna i pomysłowa. Jako ptak podziwiam w niej te cechy jeszcze bardziej, niż je podziwiałem jako chłopiec.
Codziennie, gdy przychodzę nakarmić i oporządzić ptaki, sprawdzam, jak wygląda gniazdo, które Perta buduje w dużej klatce. Jest dokładnie takie samo jak gniazdo, które buduje we śnie, z tym tylko, że prace przy gniazdku ze snu wydają się nieco bardziej zaawansowane. Czy to możliwe, aby sen wyprzedził rzeczywistość? Zaczynam podejrzewać, że już sam nie wiem, co tu jest prawdą, a co snem.